Brydżowy nagłówek

Zdarzyło się to po dwunastej...

Zegar biologiczny człowieka, ogólnie każdego bardziej zaawansowanego organizmu, to ewolucyjny wynalazek, wart miliony. Badania wykazały, że zamknięty w hermetycznej jaskini człowiek nadal rejestrowałby około-dwudziestoczterogodzinne cykle dobowe, spałby co cztery godziny jak niemowlęta i głodniałby o określonych porach. Równie fascynujące jest to, ze w zależności od przyzwyczajeń zegar biologiczny możemy w sobie zmieniać - chodząc codziennie do pracy od 7 do 15 nasz mózg zacznie być aktywny najbardziej w tychże godzinach, potem każe nam jeść, zdrzemnąć się, oglądnąć telewizję. Albo zagrać w brydża.

Ostatnio byłem na wakacjach wraz ze znajomymi moich rodziców i moimi rodzicami. Taras apartamentu na Pagu codziennie rozbrzmiewał dźwiękami dla Chorwatów jeśli nie uciążliwymi (w co wątpię) to chociaż niezrozumiałymi. Pas, trzy bez atu, szlem, wist. Problem polegał na tym, że największa intensywność tychże odgłosów przypadała na północ, i malała stopniowo aż do godziny wpół do trzeciej. Nasze mózgi, mózgi brydżystów, wykonały więc pracę niewyobrażalną.

Otóż mózg, normalnie przerywający swą aktywność o godzinie jedenastej, tutaj musiał okres aktywności wydłużyć, zmniejszając tym samym okres snu do czterech godzin, gdyż z rana rozszczebiotane siedmiolatki, chcą za wszelka cenę zjeść śniadanie ze świeżych chorwackich paradajsów (pomidorów) i czym prędzej wyjść na plażę (na którą wlewają się fale i zawiewa wiatr, więc w brydża grać nie można, a poza tym żaden, nawet najbardziej zagorzały brydżysta w wieku jednak bądź co bądź dojrzewania nie potrafi skupić się na skomplikowanych przepuszczeniach i przebitkach ze stołu, gdy na kocyku obok opalają się skąpo odziane przedstawicielki płci bądź co bądź piękniejszej, jednak nie o tym tu mowa). I taki stan rzeczy trwał codziennie przez dwa tygodnie. Jak więc mogliśmy tak się przyzwyczaić?

Bo do brydża naprawdę potrzeba umysłu, i ten umysł u nas był. Rozważałem kilka możliwości i doszedłem do wniosku, iż zasadniczą rolę odegrał związek chemiczny o dość enigmatycznym wzorze C2H5OH oraz bardziej skomplikowany związek zawarty w wafelkach śmietankowych, których marki nie podam, bo nikt jeszcze mi za reklamę nie zapłacił. Oczywiście (jako ze oceny z zachowania nie zostały jeszcze wystawione) dodam, że o ile wafelki jedli wszyscy, tak etanolu ja się nie tknąłem. Sekret więc prawdopodobnie tkwi w wafelkach. Albo w kartach...

Przez wieki karty służyły do wróżb. To było ich pierwsze, chińskie zresztą (A to dlatego na wszystkich kartach pisze "made in China"!) zastosowanie. Wiadomo, człowiek chce poznać swoją przyszłość, budzi więc to u niego wiarę. Jeżeli przyjąć, że te same obszary mózgu uaktywniają się, jeżeli chodzi o wiarę religijną (która u zarania dziejów była właściwie wróżbiarstwem tylko i wyłącznie) i o wiarę we wróżby, znaczyłoby to, że patrząc na karty odczuwamy stan podobny, jak gdy patrzymy na święte obrazki. Jednakże przez wieki człowiek zdążył zobojętnieć na religię, ale tajemnicze wróżby pozostały dla niego dość ekscytującą sprawą. Więc jeżeli mózg różnicuje te dwie sfery, widzimy, że w podświadomości, patrząc na karty, przeżywamy coś w rodzaju ekstazy religijnej. A wobec takiego przeżycia zegar biologiczny powinien ustąpić.

Oczywiście, w każdym przypadku owa ekstaza, jako coś ponad zegarem, była niejako stanem wyjątkowym, więc kiedy ów minął wszystko wróciło do normy. Nikt z nas nie miał problemów ze wstaniem o określonej godzinie, na wakacjach i po nich.

To rozumowanie zdaje się być logiczne. Dlatego należy się strzec przed fanatyzmem brydżowym. Bo wtedy byłaby to herezja wśród bądź co bądź heretyckiej wiary (wróżb), więc coś na kształt kontrherezji, za którą wielu "zwykłych" heretyków nie pójdzie. Więc można stracić czwórkę. A tak na nasze - nie należy przeciągać brydża do zbyt późnych godzin. Jak udowodniliśmy na chorwackiej wyspie, pół do trzeciej jest godziną jeszcze dozwoloną.


Autor: Tomasz Pełka, klasa IIIc Gimnazjum nr 52 w Krakowie