Brydżowy nagłówek

Na paradoksy znad kart

Paradoksy. Efekt Dopplera dla światła, czarna materia, placebo, tetraneutrony etc. etc. Etc. Brydżysta to człowiek wykształcony i o tym wszystkim wie i patrzy na to zza kart. A tymczasem przed oczami ma partnera, który pomylił sobie kiery z karami i był zachwycony, że ma dużo czerwonych. Gdyby miał dużo zielonych, to bym rozumiał. Ale czerwonych? Może bolszewików? - wtedy jednak również nie sądzę, żeby partner mógł być zachwycony. Wręcz przeciwnie. Jest to więc niezbity dowód na to, ze przy stoliku paradoksy istnieją.

Weźmy choćby dylematy licytacyjne. Przecież niby są systemy, niby to jest ustalone, a jednak trudno jest licytować. Pewien dobry brydżysta, zapytany, co by zalicytował, słysząc odzywkę jeden pik, mając w ręce singlowego króla pik i 21 PC. Odpowiedział, że nie wie. Na zdziwienie gawiedzi odparł, że nie wie co ogólnie, ale wie, że z Baśką zalicytowałby 7S, z panem Tadziem 6S,z Jasiem 4S, z Krzysiem 3NT, natomiast z Kazikiem spasowałby i przeprosił, że tak daleko się wypuścili z licytacją. Paradoks niemały, a przecież prawdziwy.

Zenon z Elei powiedział kiedyś coś o żółwiu. Brydżysta, im bardziej bliżej mu do kontraktu, który chce zalicytować, ma przeczucie, że kontrakt ten może być ciut wyższy. I tak bez końca. Decyzja, kiedy zatrzymać toczący się licytacyjny głaz również bywa trudna i mimo systemów coraz niżej się on stacza. Nie jest niczym dziwnym otwarcie 1NT z układem 4432 i 14PC. A jeszcze niedawno było to nie do pomyślenia. Szczyt swój paradoks Zenona osiągnął w systemie silnego pasa. Ale wtedy góra się skończyła, bo weszli działacze.

Działacze to kolejny paradoks. Ich rozumowanie jest takie - zakażmy groźnych konwencji, to nam nie będą straszyć ludzi i więcej ludzi wpłaci startowe. I niby to jest logiczne. Ale skoro działacze i gracze będą się nawzajem blokować, to w końcu dojdziemy do czasów prehistorycznego nata. Jak to w Polsce - zamiast przyspieszać rozwój cywilizacji, chcemy go cofnąć. Na przykład zniechęcając do cesarskich cięć.

Kolejny paradoks to II liga. Jak ostatni -świat brydża- donosi, jest to pogrążona w stagnacji sala szpitalna, gdzie nikt nie potrafi zdiagnozować epidemii snu w licytacji i głupoty przy rozgrywce. W piłce nożnej na przykład druga liga to walka o dostanie się do ligi pierwszej, bardziej zażarta nawet niż walka o mistrzostwo. Dowodzi to tezy, że brydż pozostał grą towarzyską. Ani na nią duże pieniądze nie idą, ani z niej nie wychodzą. Pomyśleć tylko, że powstałby klub brydżowy o budżecie na miarę Chelsea Londyn.

A właściwie to dlaczego nie ma? Odpowiedzi szukałem, ale zdaje się ona być prosta. Otóż brydżystom brakuje kibiców. Aby kibicować brydżyście, trzeba się na brydżu znać, a ludzie, którzy się na brydżu znają, wolą sami grać, niż kibicować. Być może jest to paradoks, ale właściwie to tak powinno być - przecież sport ma sprawiać przyjemność uczestnikom. Kibice niech idą do teatru.


Autor: Tomasz Pełka, klasa IIIc Gimnazjum nr 52 w Krakowie